Rozdział 6

 

Tego dnia w Sasanie (Dystrykt 8) na Trzeciej Podziemnej Arenie odbywała się aukcja.

 

Zazwyczaj aukcje miały miejsce w centrum konferencyjnym w Mistral Parku (Dystrykt 3), ale tym razem na tej nieoficjalnej aukcji oferowano to, czego nie można było pokazywać szerokiej publiczności. Była sponsorowana przez Czarny Rynek i chroniona przez wzmocniony kordon działający 24 godziny na dobę. Dostać się tu mogły tylko autoryzowane osoby.

 

Terminal piąty, dwudzieste piętro pod ziemią. Wokół było chłodno i cicho. Riki spojrzał na niebo i ciężko westchnął. Przed chwilą oddał towar dostarczony z systemu Delvia do przydzielonego hangaru towarowego N-085.

 

Wszystko szło zgodnie z rozpiską aż do momentu odebrania towaru w Delvii. A potem nagle nie wiadomo skąd zaczęła się burza magnetyczna, port kosmiczny zamknięto na trzy dni i cała praca stanęła w miejscu.

 

Siedział obok Alca i razem patrzyli jak na rozgniewanym niebie wiją się smugi spalonego plazmowego paliwa samolotowego.

 

- Wy tak na poważnie?

 

- Kurwa mać!

 

- Czy to się dzieje naprawdę?

 

- Jeżeli to ma być jakiś żart, to jakoś mnie nie śmieszy - powtarzali w kółko bez celu.

 

Kiedy winowajcą nieprzewidzianej utraty czasu jest jedna z miejscowych katastrof klimatycznych, a nie ludzki czynnik, to nie ma na kogo narzekać. Pozostawało im tylko siedzieć i czekać, aż pogoda się polepszy.

 

Dlatego też przesyłka dotarła dopiero w dzień aukcji, a i tak ledwo zdążyli na czas. Nie można tego było nazwać przyjemną pracą. Gdyby aukcja odbywała się nie w Sasanie, gdzie znajdowało się sporych rozmiarów lotnisko turystyczne, a gdzieś indziej, kto wie jak obróciłyby się sprawy.

 

Riki nie chciał nawet myśleć o tym, co mogłoby się stać, gdyby nie zdążyli na czas.

 

Częściowo martwił się tak, gdyż tajna aukcja była sporym wydarzeniem. Pod taką presją Riki jeszcze nigdy nie pracował. Z kolei Alec a i owszem, przy czym nie raz i nie dwa, i dlatego co chwila pogodnie pocieszał towarzysza:

 

- W takich sytuacjach nie ma co się kłócić z Matką Naturą.

 

Siedzenie i gapienie się przez okno w momencie, kiedy cenny czas przesypuje się jak piasek między palcami - było to doświadczenie, którego Riki wolałby nigdy nie zdobyć.

 

Póki co Alec został żeby załatwić sprawy z kontrolą dokumentów. Katze natomiast kończył ostatnie przygotowania w pawilonie, w którym odbywać się miała aukcja, więc Riki złożył raport za pomocą rozmowy wideo. 

 

Jednego spojrzenia na Rikiego wystarczyło, żeby Katze zrozumiał, jak bardzo chłopak jest wyczerpany.

 

- Dobra robota - to było pierwsze, co powiedział wyrażając wdzięczność swoim wiecznie beznamiętnym wyrazem twarzy. - Rozpakuj się i odpocznij. Tylko pamiętaj, że z wejściówką, którą ci dałem, nie wejdziesz na aukcję. 

 

Od razu po zakończeniu swojej przemowy, Katze rozłączył się nie dając żadnej nadziei na upust. Jedyne, czego pragnął Riki, to popatrzeć na ową słynną, tajną aukcję. Niestety to marzenie zostało przed chwilą zrównane z ziemią i Rikiemu pozostawało tylko kląć cicho pod nosem.

 

Czym to się różni od zwykłej aukcji w Mistral Parku? Mimo wszystko jego ciekawość była o wiele większa, niżeli powinna być u początkującego kuriera.

 

No trudno, stwierdził w końcu. Nie ma co się przez to wkurzać. Z pewnością nadarzy się jeszcze niejedna okazja, żeby pooglądać. I w ogóle zbliżał się wieczór, a Rikiego przepełniała satysfakcja, że wreszcie skończył pracę.

 

Jednak to nie pogoda, która pokrzyżowała im plany, ani nie stres po długiej podróży były przyczyną jego wciąż napiętego wyrazu twarzy. Problem polegał na tym, że prosta robota pojechać-zabrać-przywieźć pozostawiała po sobie nieprzyjemny posmak niespełnienia.

 

Kiedy o tym wspomniał, Alec od razu powiedział:

 

- Słuchaj, jesteś jeszcze o sto lat za młody, żeby narzekać na takie rzeczy. Sługusy zawsze są z czegoś niezadowoleni. Tak działa ten świat.

 

W efekcie musiał się zamknąć, ale wciąż chciał wyrwać się poza przygraniczny system transportowy. Statki podążały wzdłuż wyznaczonych tras, zatrzymywały się w portach, zabierały towar i przewoziły go. Rutyna, której podoła nawet Megisto.

 

Natomiast Riki utknął na obrzeżach na tak długo, że zaczął się poważnie zastanawiać, czy gdzieś przypadkiem nie zawiódł. A przez taki tryb pracy, dzień po dniu coraz bardziej oddalał się od Guya.

 

Niegdyś oddychał wyłącznie zatęchłym, grząskim powietrzem slumsów i gdy wreszcie wyruszył statkiem ładunkowym w daleką podróż w przestworza galaktyki, przepełniający go zachwyt wykraczał daleko poza jego najśmielsze oczekiwania. Odwiedzić planety, o których istnieniu nie miał pojęcia, spotkać masę przeróżnych ludzi, słyszeć nieznane dotąd języki, oglądać porty kosmiczne, z których każdy wypełniony był rzeczami dziwnymi i niespodziewanymi.

 

Ale przepełniająca go ekscytacja przygodami szybko przygasła.

 

- Co, młodzieńczy zapał ci się wyczerpał? Coś taki zachłanny? Nie wiedziałeś, że nowi muszą pracować tak długo, aż zachwyt ucichnie i zdołają się skoncentrować na pracy?

 

Jednak Riki przywykł do rutyny zaskakująco szybko i było mu tego mało.

 

Jego życie stanęło do góry nogami mniej więcej tak samo, jak kiedy trafił do Centrum Opieki, tyle że teraz był już starszy i mentalnie lepiej przygotowany, więc tym razem jego świadomość celów była zupełnie inna. Może właśnie dlatego każdy osiągnięty cel sprawiał, że pragnął więcej.

 

- Chcesz mieć więcej, niż jesteś w stanie unieść, chłopcze. Jeżeli spróbujesz zjeść całe ciasto naraz, to szybko tego pożałujesz. Powoli. Niech wszystko płynie własnym tempem, to ważne - mówił szczerze i przekonująco. - Niezależnie od twojej woli, nadejdzie jeszcze dzień, kiedy zapali ci się ziemia pod nogami i będziesz musiał uciekać najszybciej, jak się da. I kiedy to się stanie, takie podejście do niczego dobrego cię nie doprowadzi.

 

Riki rozumiał, co chce mu przekazać Alec. W tej chwili najważniejszym było uspokoić emocje i gromadzić doświadczenie. Ale mimo wszystko chciał, żeby w pracy kuriera było coś więcej niż puste godziny i przewożenie towaru z punktu A do punktu B.

 

Nie żeby tęsknił za gorącymi, bijącymi po nerwach dniami spędzonymi z Bizonami, ale ten okres wżył mu się pod skórę tak bardzo, że teraz odzywał się w środku żrącym pulsowaniem. Siedział pochłonięty przemyśleniami kiedy nagle z transu wyrwało go mocne uderzenie w plecy.

 

- Dzięki, że poczekałeś. Trochę późno, ale chodźmy coś zjeść.

 

Żołądek Rikiego jak gdyby obudził się z długiej śpiączki i w odpowiedzi głośno dał o sobie znać. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że od chwili wylądowania w porcie obaj byli tak zajęci, że nie zdołali nawet złapać żadnej przekąski z automatu. 

 

Towar musiał być dostarczony na czas za wszelką cenę. Tak bardzo skupił się na tej jednej myśli, że o pustym żołądku zwyczajnie zapomniał. Ale teraz zrozumiał, jak piekielnie jest głodny i zmęczony. 

 

Alec był mniej więcej w takim samym stanie.

 

- Ta, ten pęd od samej bramy był dziki – powiedział zwykle beztroski Alec. Dopiero teraz dało się w nim zauważyć napięcie.

 

Kiedy było już po wszystkim, zmęczenie było bardziej mentalne niż fizyczne. Wskoczyli do opustoszonego wózka widłowego i Alec bez słowa pojechał w kierunku wind.

 

Boże, zaraz się najem i będę spał przez następny tydzień! Ale byli teraz tak daleko, że wizja powrotu do slumsów żeby położyć się w łóżku obok Guya wydała mu się strasznie upierdliwa. Riki przeciągnął się leniwie prostując zesztywniałe ręce i nogi, odchylił do tyłu i rozluźniając umysł prawie zasnął. 

 

I nagle kątem oka zauważył męska sylwetkę.

 

Zmęczenie w jednej chwili zniknęło i Riki momentalnie skupił cała swoją uwagę. Wydawało mu się, że wychodzili stąd jako ostatni i nikogo tu więcej być nie powinno. Najwyraźniej jednak się mylił.

 

Było ich troje. Hm, zastanowił się Riki. Wyglądało na to, że on i Alec nie byli jedynymi kurierami, którzy nie zdążyli na czas. 

 

Albo i nie.

 

Stylowa, niewielkich rozmiarów ciężarówka stała przy wejściu N-010. Był to zupełnie inny typ pojazdu służbowego niż ten, którym jechali on i Alec. Sądząc po nim, jego pasażerowie mieli więcej wspólnego z właścicielami towaru niżeli z kurierami. 

 

Nie ma wątpliwości, że ten wysoki to ich szef.

 

Ubrany w ciemnoniebieski kostium - ewidentnie szyty na zamówienie - pewnie jakiś arystokrata, który wystroił się na aukcję.

 

Nawet od tyłu jego lakoniczna, podciągnięta sylwetka sprawiała specyficzne wrażenie niepodważalnego autorytetu. 

 

Owszem, ludzie wyróżniający się z tłumu trafiali się całkiem często. Ale chyba nie trzeba mówić, że rzadko kiedy wyższość odczuwało się nawet od strony pleców. Wyraźnie była to osoba z innej klasy i bynajmniej nie kolejna narcystyczna mordeczka z okładki.

 

Na świecie faktycznie istnieją "wybrańcy". Zawód kuriera dał Rikiemu możliwość spotkania różnych typów ludzi, dzięki czemu już dawno zrozumiał, że ci "wybrańcy" nie są wytworem prasy.

 

Jakby potwierdzając teorię Rikiego, pozostała dwójka pokłoniła mu się nisko.

 

Huh. Definitywnie jakaś ważna szycha. Pewnie sam właściciel. A fakt, że pojawił się tu osobiście oznacza, że towar jest naprawdę drogi.

 

I w tej chwili...

 

Wycieńczony, zabiegany Riki nagle osłupiał jak porażony prądem.

 

Niemożliwe...

 

Oczy otworzyły się w niemym oszołomieniu, spojrzenie niczym laser przywarło do twarzy mężczyzny, który akurat w tej chwili wsiadał do auta. Po tych wszystkich miesiącach. Miał przed sobą twarz, której nie mógłby zapomnieć nawet gdyby bardzo chciał. Jego włosy były krótko przystrzyżone i przefarbowane w niczym nie wyróżniający się kasztanowy kolor, ale z niczym by nie pomylił tego lodowatego piękna, które kryło się za kobaltowymi szkłami jednoelementowych okularów.

 

Dlaczego? Dlaczego tutaj?

 

Natychmiast odłożył te pytania na bok, a niewiarygodne, palące zdumienie wypełniło całą jego osobę pulsując echem gdzieś w krtani. Ten skurwysyn! Z trudem przełykając te słowa złapał Alca za ramię. 

 

- Co?

 

- Stój! 

 

- Ee?

 

- Zatrzymaj się. Muszę coś zrobić.

 

- Musisz coś zrobić? - skrzywił się Alec, ale Riki po prostu wyskoczył z pojazdu zanim ten zdążył go zatrzymać.

 

- Ej, Riki! - nieoczekiwanie głośno krzyknął za nim Alec.

 

Ale Riki już biegł przed siebie nie oglądając się i nie zatrzymując. Nie mógłby się zatrzymać nawet gdyby chciał. Biegł patrząc tylko na niewielki samochód, który był już daleko przed nim. Nie przyszło mu do głowy pytanie, co zrobi gdy faktycznie go dogoni. Myślał tylko o tym, żeby biec dalej.

 

Jednak wciąż nie znał nawet imienia mężczyzny. Wiedział tylko, że ten człowiek uraził go dogłębnie, po czym w ramach premii rzucił mu "monetę petów" jakby splunął w twarz. Riki nie miał innego wyboru jak tylko dogonić go.

 

Chociaż w sumie gdyby ktoś dogłębnie wypytywał go o przyczyny, był też ciekaw, dlaczego Blondy skrywając swoją tożsamość postanowił odwiedzić aukcję na Czarnym Rynku. I gdzie on do cholery jedzie?

 

Samochód skręcił w prawo i dalej w lewo w zupełnie w inną stronę, niż do zatok ładunkowych. Wreszcie się zatrzymał przed serią kilku drzwi, o których istnieniu Riki nie miał pojęcia.

 

Mężczyzna wyszedł z pojazdu, wyjął kartę z kieszeni na piersi i przesunął ją przez czytnik. Drzwi się otworzyły, a on bez przeszkód wszedł do środka i zniknął.

 

Riki zaklął zdenerwowany i rzucił się w stronę drzwi nie będąc pewnym, czy jego wejściówka zadziała w tej części systemu ochronnego. To już nie są żarty. A co jeżeli tam jest sygnalizacja? A co jeżeli zostanie złapany? A co jeżeli po całym wysiłku, który włożył w tę pracę, zwyczajnie ją straci?

 

Ale nie mógł zostać w miejscu i nic z tym nie zrobić. Zebrawszy całe swoje zdecydowanie Riki przejechał przepustką po czytniku.

 

Drzwi otworzyły się tak ochoczo, że przez chwilę Riki zaśmiał się w środku nad własnymi wątpliwościami. Jednak przesuwały się one na tyle wolno, że ostatecznie musiał zanurkować i przecisnąć się przez szczelinę przy ziemi. Bał się, że już dawno stracił ślad mężczyzny. Na szczęście za drzwiami był długi, prosty korytarz.

 

Uchwyciwszy spojrzeniem znajome plecy nieoczekiwanie dla samego siebie westchnął z ulgą. Jego cel wciąż szedł przed siebie lekkim, płynnym krokiem. Riki przyspieszył, żeby znów nie stracić go z oczu.

 

Cała jego uwaga skupiona była na prześladowaniu celu, przez co nie zauważył, jak kolor podłogi pod jego stopami stopniowo zaczął się zmieniać i jak bezszumnie zamykały się za nim drzwi odcinając mu drogę powrotną, a ściany z obu stron wciąż otwierały się ukazując kolejne korytarze. 

 

Nie wiedział, ile minęło czasu, zanim idący przed nim niespiesznie mężczyzna nagle skręcił w prawo i jak gdyby rozpuścił się w powietrzu.

 

- E? - Riki przywarł do ziemi ogarnięty nagłym poczuciem straty. Gdzie on się do cholery podział? Uczucie było jakby naciągnięta do granic wytrzymałości gumka wreszcie pękła i uderzyła go po palcach.

 

Na szczęście nie musiał biegać w kółko i szukać czegoś, czego tam nie było. Gdzieś na granicy jego spojrzenia znajdowały się pojedyncze drzwi, ciężkie, czarne i na pierwszy rzut oka wykonane ze stali.

 

Gapił się na nie chwilę nie mrugając.

 

Mężczyzna musiał tam być, nie było innej opcji. Ale Riki nijak nie mógł się zdecydować na następny krok. Stalowe drzwi emanowały dziwną aurą, mówiącą, że dalej iść nie warto. Jak gdyby ktoś niewidzialny - przyjaciel lub kumpel - złapał go za rękę i krzyknął: Nie idź tam!

 

Tego typu uczucie nieraz nachodziło go w slumsach, kiedy jeszcze był liderem Bizonów. Przeczucie, którego nigdy nie udało mu się dokładnie wyłapać. Niepodobne do nagłego przebłysku jasnowidzenia. Ale też nie jak znak z góry wskazujący mu poprawny kierunek. I to nie tak, że czuł to cały czas. Pojawiało się nagle, znikąd.

 

Czasem, tak jak teraz, miał wrażenie, że ktoś łapie go za rękę. Czasem odczuwał osądzające spojrzenie za plecami. Nie umiał go opisać słowami. Nawet Guyowi o tym nie opowiadał. Jakaś dziwna wiedza, która wzięła się nie wiadomo skąd, ale definitywnie nie będąca z nim od urodzenia.

 

Jednak Riki doskonale rozumiał, że na tym świecie jest pełno rzeczy, których nie da się zobaczyć oczami. W Centrum Opieki, w tym samym bloku co Riki, był o rok młodszy chłopiec. Był to autysta, który przez swoje schorzenie i nienaturalna budowę ciała wyglądał o wiele młodziej niż reszta dzieci w jego wieku.

 

Może właśnie dlatego widział to, czego nie widzieli inni i słyszał rzeczy, których nikt nie słyszał. 

 

Starsze "matki" mówiły, że to jego choroba wywołuje wizualne i słuchowe halucynacje. Ale te wytłumaczenia nie wystarczały, żeby wyjaśnić Rikiemu rzeczy, których sam był świadkiem. 

 

Rzeczywistość, iluzje i droga do raju. Przestrzeń między halucynacjami i oszołomieniem. Niepewność codziennych dni. Czas w bezczasie. 

 

I niewyobrażalny ból.

 

Wspominając teraz minione dni, można powiedzieć, że Aire - jego talizman i obrońca, nie opuszczająca go ani na chwilę - najprawdopodobniej też "widziała". 

 

Może coś było w powietrzu albo w wodzie Centrum Opieki, jedynego tak zwanego "przedszkola" slumsów. Opiekunowie - anioły czy demony z piekieł - Riki nie był co do tego pewny. Zaczął odczuwać to wszystko po pewnych zdarzeniach życiowych, ale nawet wtedy mogło to być niczym więcej, niż zwykłą iluzją. 

 

Tak jakby w jego głowie coś kliknęło i drzwi się otworzyły. Kiedy próbował o tym opowiedzieć Guyowi, ten przejął się i zaczął go ugłaskiwać tak długo, aż prawie go udusił, więc Riki stwierdził, że lepiej nie poruszać tego tematu. Jednak ani po opuszczeniu Centrum, ani później, gdy już został kurierem, ani razu nie sprzeciwił się temu, co podpowiadało to przeczucie. 

 

A teraz stał przed ogromnymi, stalowymi drzwiami, jakby zbierając całe siły, by wreszcie po raz pierwszy wyzbyć się słabości i bezwolności. Zaszedł już zbyt daleko i teraz nie było czasu na przemyślenia. Im dłużej kłócił się sam ze sobą, tym bardziej oddalał się od mężczyzny. 

 

Ale czy te drzwi się w ogóle otworzą? Wyglądały potężnie i podejrzanie znajomo. Z góry gapił się na niego dwugłowy wąż. Złoty wąż z oczami jak wielkie rubiny.

 

Poza tym drzwi posiadały klamkę ale nie miały czytnika na kartę. Riki zaczął podejrzewać, że zamontowany w nich jest wysoko technologiczny system wizualnego rozpoznania, a wąż jest jego częścią. Może ten wąż mnie przepołowi laserem? Może w tym kryje się przyczyna owych dziwnych przeczuć zżerających go przez ostatnie kilka minut.

 

Ale w końcu po raz kolejny ciekawość przeważyła nad instynktem samozachowawczym. Nieugięta wola dążenia do celu. Gdyby się teraz wycofał, żałowałby tego do końca życia.

 

Odstąpić i żyć ze świadomością porażki, albo iść przed siebie i opłakiwać decyzję później. Gdyby musiał wybierać mniejsze zło, to niezależnie od wyniku lepiej jest żałować, że się poniosło straty w trakcie bitwy, niż że się uciekło z pola boju. 

 

Riki wziął głęboki wdech. Zebrawszy całą swoją stanowczość złapał klamkę, przekręcił i popchnął.

 

Przez chwilę przez głowę przeleciało wspomnienie tej nocy, gdy spotkali się po raz pierwszy. Gdy przekroczył próg Minosa przepełniony niepohamowanym uniesieniem. Tak samo jak teraz.

 

Przez tę pychę całe jego życie stanęło do góry nogami.

 

Co tym razem stawia na szali? Ostatnie przebłyski wątpliwości rozpłynęły się niczym kręgi na wodzie w chwili, gdy przestąpił próg. 

 

Przestrzeń za drzwiami wypełniała dziwna niebieskawa ciemność. Nie było tu ani nieba, ani ziemi. Milczący, niebieski wszechświat jak okiem sięgnąć. Nie było tu gwiazd, więc nie przypominało to nocnego nieba, ale raczej jakiś zapomniany wymiar zatracony w przestrzeni i przepełniony bolesną samotnością.

 

Co to za miejsce? Riki stał w bezruchu przez całą minutę nie mogąc poskładać rozbieganych myśli.

 

Nie widział nigdzie wysokiego mężczyzny. On na pewno poszedł tutaj? W tej chwili coś przepłynęło na peryferiach jego pola widzenia. Riki drgnął i obudził się z transu. Jednak kiedy rzucił szybkie spojrzenie w tamtą stronę, nie było tam nawet śladu pozostawionego na niebieskiej tafli ciszy.

 

Wydawało mi się..? zwątpił Riki robiąc głęboki, szybki wdech. Nie mógł nic poradzić na przyspieszające tętno. Chyba nie.

 

Może to echo tego przeczucia, które przepełniało go jeszcze chwilę temu? Spróbował się uspokoić, bo w końcu zaszedł już zbyt daleko, żeby teraz zjadła go trema. Uśmiechnął się, żeby dodać sobie otuchy. Czym ja się tak przejmuję? Ten dupek na pewno nadal gdzieś tu łazi.

 

Potrząsnął głową żeby pozbyć się tego lepkiego uczucia dyskomfortu i spojrzał pod nogi. Stał niczym na brzegu bezdennego oceanu... i jego wzrok zastygł. Z głębin gapiło się na niego coś dziwnego.

 

Cokolwiek to było, jego spojrzenie przeszywało Rikiego na wskroś. To nie tak, że oczy były pozbawione źrenic - bardziej jakby z całych gałek sączyła się złocista poświata. 

 

To nie była iluzja. Riki nie był pewien, co widzi, ale złote oczy były stanowczo nakierowane na niego. Serce załomotało o żebra. Nie mógł odwrócić wzroku, ich spojrzenia splotły się i Riki zamarł.

 

Wiatru nie było ale długie, zielonkawe włosy stworzenia wiły się niespiesznymi falami. Blada skóra lśniącą łuną rozpraszała przestrzeń wokół. Całe ciało niczym łuski pokrywał niebiesko biały pancerz elektrycznego światła. I Riki wreszcie zrozumiał, że cały ten pokój był ogromnym akwarium.

 

A ten nie-do-końca-człowiek jest w środku. Chimera - pół człowiek pół ryba. Prosto pod jego nogami znajdowało się legendarne uosobienie syreny. W ustach, wykrzywionych w szerokim uśmiechu, połyskiwały ostre jak brzytwa zęby. Z końcówek każdej płetwy sterczały zaostrzone pazury. Ogólny wygląd stworzenia był tak groteskowy, że Riki z trudem to trawił. 

 

Żadne słowa nie docierały do jego drżących ust. Stał w bezruchu na drżących, uginających się nogach. Zimny pot płynął po czole. Dłonie zrobiły się wilgotne. I kiedy wreszcie udało mu się zrzucić z siebie duszące węzły stuporu, rzucił się do biegu.

 

Ale nie ważne jak długo szukał, nigdzie nie mógł znaleźć wyjścia. Kurwa! Niemożliwe. Co tu się dzieje?

 

Serce miotało się pod żebrami jak kłębek bezlitosnego, pulsującego bólu. Usta zbladły, krew odeszła z twarzy. Chaotycznie machając płetwami człowiek-amfibia prześladował go po drugiej stronie przezroczystej ściany niczym drapieżca goniący zdobycz. 

 

Gdy Riki wreszcie zrozumiał, że drzwi, przez które tu wszedł, w jakiejś chwili po prostu wyparowały, przeszył go zimny szok. Zamarł w niemym zdumieniu.

 

I nagle nie wiadomo skąd po pokoju przeleciał niski, przygłuszony śmiech. Riki z trudem powstrzymał krzyk kłębiący się w krtani, gdy poczuł jak lodowate palce zaciskają się na jego sercu. Dolna połowa ciała zaczęła się konwulsyjnie trząść. 

 

Równomierne kroki zbliżały się coraz bliżej i bliżej w rytmie bicia jego serca, jakby chcąc stopniowo go zadeptać. Jeszcze bliżej. Póki Riki dławił się napięciem zaciskającym mu się wokół gardła, stwór wyłoniwszy się z niebieskiej otchłani niespodziewanie obdarzył go swoim chłodnym czarującym uśmiechem.

 

Riki był zbyt przerażony by wydać z siebie jakikolwiek sensowny odgłos, ale z jakiejś nieznanej mu przyczyny poczuł ulgę. Te dwa zaplątane uczucia szarpały nim we wszystkie strony, robiąc mu w głowie całkowity mętlik. Riki przełknął niemy płacz.

 

A w następnej sekundzie kolana ugięły się pod nim.

 

Jakby uznając tę reakcję za znak, pokój zalało delikatne światło odstraszając mieszkańca akwarium. Zawrócił i w mgnieniu oka zniknął z pola widzenia.

 

- Mogę w czymś pomoc? - zapytał spokojny, chłodny głos, którego Riki nie mógłby zapomnieć, nawet gdyby bardzo chciał. Brzmiał jakby za wszelką cenę próbował zdławić śmiech, a jadowite oczy Rikiego wyraźnie widziały, jak mężczyzna drży z rozbawienia. - Ach, tak. Przecież ty nie lubisz mieć długów.

 

Co za jebany skurwysyn!

 

Zaciskając zęby i próbując się przeciwstawić pochodzącym pod gardło mdłościom, Riki podniósł się na czworaka i spróbował wstać. 

 

Kurwa..!

 

W takiej chwili znaleźć się w tak żałosnej pozie przed tym człowiekiem. Gardło płonęło żywym ogniem. Zwyczajna niezręczność jego położenia była wystarczająca poniżająca, ale z jakiejś przyczyny nie starczało mu sił, by samodzielnie się podnieść. Nawet gdyby udało mu się wstać na stopy, kolana nie przestałyby drżeć. 

 

- Cóż za niespodzianka. Nigdy bym się nie spodziewał, że cię tu spotkam, - mówił wprost, bez ozdobników, uśmiechając się chłodno półgębkiem. - Co się stało? Tak się cieszysz ze spotkania ze mną, że ci słów braknie?

 

- Co... to... kurwa... było..?

 

Skoro zaszedł już tak daleko, zamierzał przełknąć dumę i wytrzymać. Ten człowiek widział już wszystko - co do cala hańby, kpiny, upokorzenia i słabości. Więc teraz był czas na myślenie o najważniejszym, a wyrównywanie rachunków musiał zostawić na później.

 

- Eksperymentalny prototyp. Prace nad ulepszoną wersją na potrzeby wojska zajmą jakiś czas. 

 

- Brzmi słodko. Ale naprawdę myślisz, że ujdzie ci to na sucho, jeżeli sprzedam informacje Wspólnocie? Złożę się, że będą mieli co powiedzieć na ten temat.

 

Mężczyźnie nawet rzęsy nie drgnęły po takim pokazie brawury.

 

- No proszę. Widzę, że szybko wróciłeś do siebie. Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi od kogoś, kto jeszcze chwilę temu był gotów zmoczyć spodnie.

 

Słowa były niczym pełne pogardy uderzenie w twarz. Ale poniżenie tylko jeszcze bardziej go otrzeźwiło, więc w odpowiedzi wlepił ostre spojrzenie w mężczyznę.

 

- Nie patrz na mnie tak agresywnie bo znowu mam ochotę posłuchać jak krzyczysz. 

 

Jego zimny uśmiech stał się jeszcze zimniejszy. Wspomnienia tego, jak się z nim bawiono, po czym upokorzono rozdzierało Rikiemu duszę. Ale teraz sytuacja była inna, a co za tym idzie zakończenie również będzie inne.

 

- Nadal jesteś tym samym gnojem.

 

- Gdzie jest wyjście?

 

- Nie ma.

 

Oczy Rikiego rozszerzyły się ze zdumienia. W jednej chwili przypomniał sobie wszystkie tortury, przez jakie musiał przejść tamtej nocy w Minosie i wszystkie żale, które po nich nastąpiły. Jakoś udało mu się zachować kłębiący się gniew i urazę. Stracenie ich w tej chwili dałoby przeciwnikowi przewagę w tej walce.

 

- Nie przyszedłem tu żeby pierdolić z tobą o niczym. Gdzie jest to pieprzone wyjście?

 

- Grożenie mi niczego już nie zmieni, Riki.

 

Sugestia wybrzmiewająca w jego własnym imieniu wymusiła na Rikim wstrzymanie oddechu. Skąd on kurwa zna moje imię?

 

Widząc zmieszanie na jego twarzy, mężczyzna dodał:

 

- Czyż Katze nie ostrzegał cie przed nadmierną ciekawością?

 

Katze? Buszującą w Rikim wściekłość oblano wiadrem zimnej wody. Co się dzieje? O co chodzi? Dlaczego słyszy imię Katze z ust tego mężczyzny?

 

- Miał szczęście, że doszliśmy do porozumienia bez zbędnego niszczenia piękna. 

 

Riki gapił się na niego zmieszany. Nigdy by mu nawet do głowy nie przyszło, że blizna Katze mogła mieć jakiś związek z tym człowiekiem.

 

- Jak na mongrela ze slumsów, nie był aż tak głupi. Dobrze spędziliśmy razem czas. Choć znalazłem dla niego lepsze zastosowanie niż zesłanie na eksperymenty. A jak będzie z tobą? - w lekceważącym głosie wyraźnie wyczuwało się okrucieństwo.

 

- Kim ty jesteś? - Riki zauważył, że jego usta drżały. 

 

- Iason Mink. Po prostu Blondy, w którego rękach jest wszytko to, czego zwykli ludzie dosięgnąć nie mogą. 

 

Kłamie, na pewno! Riki przełknął wyrywający się z krtani krzyk. Powoli zaczął się wycofywać. Że czym jest? Że kim jest? Po prostu Blondy? Dla Rikiego oznaczało to tylko jedno - kłopoty.

 

Cofnął się o krok. I jeszcze jeden. 

 

A dalej już nie mógł.

 

Iason złapał go za rękę i przyciągnął do siebie. Nie tylko twarz, ale całe ciało otępiało zszokowane. W międzyczasie Blondy złapał go za podbródek i obrócił ku sobie.

 

- Zmieniłeś się odkąd się ostatni raz widzieliśmy, - Iason wbił w niego spojrzenie. - Podobno na Rynku nazywają cię "Ciemnym Rikim". Pewnie jego stare rany bolały nieznośnie gdy na ciebie patrzył. Nic dziwnego, że oddał cię z taką łatwością.

 

Riki skanował te słowa w umyśle niezdolny do wymówienia jakiegokolwiek słowa. Mongrelowi, duszącemu się w slumsach taka szansa, jak zostanie kurierem, wypadała daj Boże raz w życiu.

 

A co jeżeli wcale nie miał szczęścia? Co jeżeli to była część większego planu? Riki poczuł jak po plecach przebiega mu lodowaty prąd. Może Katze od samego początku planował go wrobić?

 

Ale po co? Co może mieć wspólnego broker, który uciekł ze slumsów z Blondy z Tanagury? Nie mógł tego nijak pojąć.

 

Został zaciągnięty do jakiejś pułapki. Ale dlaczego? Owszem, ciągle szukał guza i regularnie go znajdował, co było w sumie logiczne. Ale to? Co to ma do rzeczy? Tu działo się coś dziwnego. Coś, czego nie rozumiał...

 

Gdy o tym myślał, znów przepełniła go wściekłość. Czuł jak wszytko co sprawiało, że jego życie miało sens, rozpada się na drobne kawałeczki. Na chwilę świat przed oczami zasłoniła mgła.

 

- Co ze mną zrobisz? 

 

- A co chcesz, żebym zrobił? - zaśmiał się Iason prosto w jego szeroko otwarte oczy.

 

I w tej chwili Riki nie mógł zignorować fali chłodu, która przepłynęła mu wzdłuż kręgosłupa.

 

← poprzedni następny→

Comments: 2
  • #2

    S (Wednesday, 28 November 2018 21:43)

    Jejku, jak ja nie lubię Iasona, aa, wkurza mnie cały czas. Mam ochotę kopnąć go w tę jego blondy dupę.
    Gdyby ten tytuł był bardziej przewidywalny, to zapewne zrezygnowałabym z czytania tego, jednak, na moje nieszczęście, zainteresował mnie i jeszcze zapewne tu zostanę- za bardzo ciekawi mnie dalszy bieg wydarzeń.
    Życzę powodzenia w dalszym tłumaczeniu!

  • #1

    Ania4567 (Saturday, 24 November 2018 22:34)

    Jeju, dziękuję bardzo za nowy rozdział i za tłumaczenie tej novelki. =)