Rozdział 2

 

Niczym tropikalny kwiat rozkwitający w ponurym zmierzchu, nietypowa para idąca ulicą przyciągała spojrzenia.

 

Nie tylko Blondy, wyniosły i piękny, którego obecność napełniała powietrze wyrafinowaną dumą, ale i ten, kto szedł obok – zadziorny mongrel, idący przed siebie z aroganckim wyrazem twarzy, choć już nie wszczynający kłótni.

 

Lecz obserwatorów zaskakiwały nie skrajne różnice w ich wyglądzie, lecz przepaść dzieląca ich statusy społeczne. Nie pozostawało im nic, jak tylko stać i obserwować z szeroko otwartymi ustami.

 

 

 

To jakiś żart, prawda?

 

Nawet gdyby na miejscu Rikiego była kobieta, nawet gdyby była ona niesamowicie piękna i utalentowana, nie uspokoiłoby ich to. Obok Blondy może być tylko inny Blondy.

 

Nie chodziło tu o cynizm, ani jakieś potajemne „porozumienie”, kiedy się wymienia z kimś kiwnięciami i mrugnięciami. Było to oblicze grozy i zazdrości względem Blondy z Tanagury, tego, kto trzymał w swoich rękach berło absolutnego piękna, absolutnego rozumu i absolutnej władzy.

 

Stąd ta bezdenna przepaść między Rikim, a Iasonem. Przechodzący obok odczuwali to jako „biały szum”, niczym topniejący miraż lub wygasające kręgi na wodzie.

 

Bezwzględny lodowiec, lśniący złotem włosów i czarny, płonący węgielek. Dwie różne materie, które w normalnych warunkach pod żadnym pozorem nie powinny się łączyć – chyba, że pod wpływem oddalonych wahań energii w czasoprzestrzeni.

 

W tłumie łowców przyjemności, snujących się po Dziedzińcu Cudów, ta dwójka jawnie płynęła pod prąd.

 

 

 

Skręcili w boczną uliczkę wyrywając się z szumu szerokiego prospektu. Ciemność zagęściła się i zmysłowe powiewy nieznacznie ostygły. Tłum zmniejszył się o połowę.

 

Zagłębiali się coraz dalej w zaułki, przez ciemne aleje i labirynty zabudowań prowadzące ich coraz głębiej i głębiej. Riki pewnie maszerował przed siebie dobrze znaną mu trasą.

 

Nie odwrócił się ani razu, by sprawdzić, czy Iason wciąż za nim podąża. I to nie dlatego, że był on pewien, że ten nigdzie nie zniknął, ale dlatego, że – jeżeli się odważyć i być ze sobą całkowicie szczerym – przewidzenie istnych zamiarów milczącego Blondy było ponad jego siły. Tak więc tym razem Riki zupełnie nie miał pojęcia, co go czeka.

 

Co robić? Była to jedyna myśl wypełniająca jego umysł w danej chwili.

 

A wspaniały Blondy spokojnym krokiem podążał za swoim przewodnikiem. Oczywiście nie było mowy, by bez celu łaził za Rikim po Midasie całą noc, ale, z jakiejś przyczyny, na razie nie miał też zamiaru odchodzić.

 

Riki nie miał bladego pojęcia, co się za tym kryło, jak też nie wiedział, co robić dalej. W sumie wpadł mu do głowy pewien pomysł, zmusiwszy do zaciśnięcia zębów. Kurwa! - burknął i strzelił językiem. Na chwilę obecną ciężko mu już było kontrolować emocje, a mimo to desperacko próbował wziąć się w garść.

 

Tak, pomyślał kiedy w końcu doszedł do jakiegoś wniosku. To chyba będzie najlepsze miejsce.

 

Obrawszy konkretny cel, ruszył przed siebie pewniejszym krokiem, wyszedł na ulicę i skierował się w stronę baru „Minos”. Blask fluorescencyjnych napisów na szyldzie wylewał się leniwie w ciemność.

 

Riki zwolnił tuż przed wejściem przyglądając się brudnym drzwiom. Za jego ramieniem stał Iason, wciąż milcząc, ale jego aura otaczała Rikiego ze wszystkich stron, co go niezmiernie wkurzało. Mężczyzna jakby pytał: „I? Co miałeś zamiar zrobić dalej?”

 

Riki rozumiał, że dłużej zwlekać nie wypada, więc wreszcie pchnął drzwi. W środku było tak ciemno, że zawahał się przez chwilę dając oczom przywyknąć. Prosto przed nim widniały trzy światła: żółte po lewej, czerwone po prawej i niebieskie w środku.

 

Zanim Iason zdążył cokolwiek powiedzieć, Riki złapał go za rękę i pospiesznym krokiem skierował się w stronę niebieskiego światła. Gdy podeszli bliżej okazało się, że owe światło było fluorescencyjną klamką.

 

Riki sięgnął po nią i niespiesznie przekręcił zauważając lekki, ale wciąż odczuwalny opór, zanim zamek trzasnął i się otworzył.

 

Czyli plotki były prawdziwe.

 

Gdy po raz pierwszy usłyszał o tym miejscu, powiedziane mogło okazać się zwykłą bajką rzuconą podczas ożywionej rozmowy. Riki kiwał gdzie trzeba, a poza tym nijak nie okazywał zainteresowania tematem. Ale, cholera jasna, poważnie? Nigdy by nie pomyślał, że będzie osobiście sprawdzał głupawe historie miejscowego folkloru.

 

Riki puścił klamkę i drzwi z cichym skrzypnięciem otworzyły się jakby zapraszając gości do środka. Przed nimi znów była ciemność. Obaj przybysze zrobili tak samo niepewny krok w przód. Drzwi zamknęły się automatycznie za ich plecami i zatrzasnęły. I w tejże chwili podłoga zaświeciła się bladym blaskiem, mrugając jak światła na pasie startowym i jakby pospieszając ich by szli dalej. Kilka kroków i przed nimi znów stanęły drzwi.

 

Co, jeszcze jedne? Warknął Riki pod nosem. Zaczęło mu się to wszystko powoli nudzić. Czy to w ogóle są drzwi? Ani klamki, ani zamku. Z daleka wygląda to jak zwykła ściana.

 

Riki zamarł zmieszany. I co teraz?

 

Jakby odpowiadając na to pytanie, kawałek ściany odjechał w bok, tworząc przejście. Żadnego skrzypnięcia, ani trzasku. Po prostu był i nie ma.

 

Riki zaniemówił. Świadomość zatopił jaskrawy, czerwony blask, który od razu skojarzył mu się z krwią. Ku jego wielkiemu niezadowoleniu w gardle stanęła gula i dopiero gdy wzrok się skoncentrował, zrozumiał, że to nie fala krwi, lecz puszysty, szkarłatny dywan. Przełknął ślinę.

 

Kurwa. To było przerażające!

 

Żeby przerwać niezręczność sytuacji, wśliznął się pewnym krokiem do środka i szybko zbadał wnętrze dokładnym spojrzeniem. W pokoju nie było nic ciekawego, nie licząc dziwnych żyrandoli pod sufitem. A i urządzony on był jakby specjalnie chciano uzyskać ponury efekt niewygody.

 

Lecz nagle żyrandol zaczął się obracać, bez szumu czy zgrzytania – wręcz przeciwnie, z melodycznym dźwiękiem. Zwisające z niego dwanaście połyskujących, krystalicznych łańcuszków bujało się przepuszczając promienie światła przez krańce i rozbijając je na dokładne odcienie spektrum. Ale zanim zdążył całkiem osłupieć oczarowany niesamowitym tańcem światła, muzyka ucichła, a żyrandol się zatrzymał.

 

Z łańcuszka, znajdującego się najbliżej ściany, wystrzelił niebieski promień i tam, gdzie wskazał, otworzyło się przejście.

 

A gdzie to, do cholery, prowadzi?

 

Okazał się tam być korytarz, wystarczająco szeroki, by mogli iść ramię w ramię, a z dwóch stron ciągnęły się rzędy takich samych drzwi. Niektóre z nich były zajęte sądząc po czytelnych dla każdego czerwonych światłach. Riki pchnął jedne z „wolnych” zapraszając Iasona spojrzeniem do środka.

 

Wątpliwą propozycję Rikiego, by podążyć za nim incognito do nieznanego miejsca, Iason przyjął bez słowa.

 

Zupełny brak jakichkolwiek emocji niewiarygodnie denerwował Rikiego wymuszając na nim gniewny grymas. Słyszał o tym, że elita z Tanagury była stworzona idealną pod względem ciała i umysłu, ale wystarczyło jednego spojrzenia na jego zimną, pozbawioną wszelkich emocji twarz, by powstało podejrzenie: czy on naprawdę do szpiku kości jest maszyną?

 

Chociaż na szyldzie Minos był barem, tak naprawdę znajdował się tu burdel. Wejście umiejscowione było w jednym z niezliczonych wąskich zaułków miejskiego labiryntu, więc klienci rzadko trafiali tu przypadkowo z ulicy. Do przewodników tego adresu, rzecz jasna, też nie wpisywano.

 

Był to skrupulatnie prowadzony system, o którym wiedzieli tylko ci, którzy powinni byli o nim wiedzieć.

 

Troje drzwi w ciemności, zaraz po wejściu do środka, prowadziły do „Czerwonej Strefy” (kup kobietę), „Żółtej Strefy” (kup mężczyznę) i „Niebieskiej Strefy” (przyprowadź ze sobą).

 

Opłata tylko gotówką, żadnych kart. W pokojach drzwi zamykały się automatycznie rozpoczynając odliczanie czasu. To właśnie sposób opłaty stał się głównym czynnikiem, który nakłonił Rikiego do wybrania tego miejsca. Jeżeli odwiedzający płaci pełną kwotę, nie ma żadnego znaczenia, kim on jest. Słyszał, że jest to jedyne tego typu miejsce w Midasie, które chętnie przyjmie nawet takiego kundla, jak on.

 

W slumsach, gdzie homoseksualizm był na porządku dziennym, prawdopodobieństwo seksu z prawdziwą kobietą spadało do zera.

 

W Ceresie kobiety zdolne do wydania potomstwa były cennym surowcem. Niemniej jednak, mimo że płeć kobieca stanowiła nie więcej niż dziesięć procent społeczeństwa, mężczyźni, którzy zdecydowali się na operację zmiany płci, nie byli wcale tak wysoko cenieni. Według pojęć slumsów - mężczyzna zawsze pozostanie mężczyzną.

 

Tych, którym nie starczało sił by się sprzeciwiać, nazywano nieudacznikami i głupcami, a wdeptani w błoto nie śmiali szczekać na tych, którzy ich tam wrzucili.

 

Świat slumsów był ucieleśnieniem pierwotnego znaczenia zasady „przeżyje najbardziej przystosowany”. Człowiek robił to, co od niego wymagano, by przetrwać. Pycha, popularność, czy nawyki autopromocji były tu zbędne tak samo, jak próby bycia sprawiedliwym.

 

Każdy z nich walczył o jedną jedyną nagrodę – prawo do bycia numerem jeden i do pokazania, że jest się prawdziwym facetem. Nieważne jak wyglądasz, jakie masz preferencje seksualne – a raczej, jakie masz „problemy” w łóżku – na wszystko to przymyka się oczy, jeżeli przejawiłeś prawdziwy talent lidera.

 

Ostrość umysłu rekompensowała wszelkie niedoskonałości fizyczne. A to, z kim sypiasz, jest twoją osobistą sprawą. Rzecz jasna ci, co byli niewystarczająco mądrzy i silni, kończyli wykonując rozkazy innych. I nie ważne, ile by się nie skarżyli na niesprawiedliwe traktowanie, nikt nie odczuwał litości wobec przegranych.

 

Mówiąc konkretniej, zboczenia i grupowe gwałty były tu częścią życia codziennego. Kastracja i rozczłonkowania także nie należały do rzadkości, jako skutki makabrycznych bójek.

 

Chroń własne plecy. Była to żelazna zasada slumsów.

 

Ci, którzy z własnej woli odwracali się od swojego symbolu męskości, od tego, co było im dane w chwili, gdy urodzili się chłopcami, stawali się w tym spaczonym, męskim społeczeństwie wyrzutkami. Tak więc nikt nie chciał wyjść z szeregu mając nadzieję na odrodzenie się jako „kobieta”.

 

Ale w Minosie pieniądze były jedyną rzeczą, która miała jakiekolwiek znaczenie. Każdy mężczyzna mógł sobie wykupić kobietę na godzinę lub dwie i kochać się z nią do woli. Sama ta możliwość była dla śmiecia ze slumsów biletem do raju, lecz jeszcze większą przyjemność sprawiało mu zaspokojenie zboczonej, ciemnej żądzy obracania we własnych rękach obywatela Midasu – nieważne czy to mężczyzny, czy kobiety.

 

A jeszcze mówiono, że kochankowie w Minosie byli o stokroć piękniejsi niż u konkurencji. Podobno wszyscy oni niegdyś byli petami. Niestety jak dotąd nie nadarzyła się okazja, by sprawdzić, ile w tym prawdy. Był to zaledwie jeden z wielu przykładów tego, jak ukryte w cieniu niepewności tajemnice służyły pokarmem dla wielce popularnego tu sportu -rozsiewania plotek.

 

Osobiście Riki miał w głębokim poważaniu „prawdę” kryjącą się za tymi plotkami. I gdyby nie zdarzenia owej nocy, które poprowadziły go w tak nieoczekiwanym kierunku, pewnie nigdy by nie przekroczył progu Minosa.

 

Jeszcze czego – płacić za seks! I nie chodziło tu bynajmniej o to, że miał jakiekolwiek problemy z potencją. Po prostu gdy dochodziło do seksu, Riki pragnął tylko swojego partnera - Guya. I nie zmieniło się to odkąd został liderem Bizonów.

 

Zanim Riki spotkał Guya w Centrum Opieki, miał „tego jedynego” człowieka, który (jak mu się zdawało) będzie z nim do samego końca, którego chciał chronić i bał się stracić. Lecz teraz już go nie miał.

 

Dlatego też nie mógł wyjaśnić, dlaczego wszystko tak się potoczyło. Uczuć, buszujących wewnątrz, nie dało się opisać. Emocje mogły w każdej chwili wymknąć się spod kontroli, a podobna sytuacja nie miała miejsca od czasów Centrum.

 

Już nie mówiąc o tym, że nigdy nie spał z Blondy. Im dalej, tym bardziej cała ta sytuacja wyglądała w jego oczach jak jakiś głupi żart. Lecz bez względu na starania, nie potrafił wybuchnąć śmiechem i tylko kąciki ust drgały nieznacznie.

 

Weszli do pokoju wciąż zachowując milczenie. Riki usadowił się na krawędzi łóżka. Jawnie nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Iason usiadł na kanapie odchylając się na oparcie i jakby czekając na kolejny ruch chłopaka.

 

Riki oblizał wargi, czuł się nieswojo, jak gdyby Iason przygniatał go tym wyniosłym milczeniem. Jednak żaden z nich nie chciał zrobić pierwszego kroku, więc siedzieli tak w ciszy dobrych dziesięć minut. Tyle zdołała wytrzymać cierpliwość Rikiego. Wreszcie pokazowo zerwał z siebie ubrania i zanurkował pod kołdrę.

 

Iason zaledwie rzucił mu chłodne, aroganckie spojrzenie, poza tym nie ruszając nawet brwią.

 

Zwykle zrównoważony Riki poniósł głos:

 

- Ej! Długo jeszcze będziesz tam siedzieć? Przylazłem tu nie dla frajdy, ok? Załatwmy to w końcu.

 

- Zawsze jak ci coś nie wychodzi, bierzesz pierwszą lepszą osobę z ulicy i zarabiasz w ten sposób? - w zimnym, wyrazistym głosie zabrzmiała nieskrywana drwina. - Niestety nie jestem na tyle ekscentryczny, bym mógł się zadowolić kimś takim, jak ty. Mam ciekawsze rzeczy do roboty. Ta próba kupna mojego milczenia nie tylko jest niewskazana, ale niemalże stawia mnie w niezręcznej sytuacji.

 

Twarz Rikiego zalała się czerwienią. Usta drżały od nieznośnego uczucia, że jego dumę wdeptano w błoto.

 

Jednak Blondy jeszcze nie skończył:

 

- Z drugiej jednak strony, zapewne masz jakieś ukryte motywy?

 

Cała sytuacja została podsumowana w tak bezstronny sposób, że Riki poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy. Ukryte motywy? Jedyna osoba mogąca w tej chwili mieć jakiekolwiek ukryte motywy, to Blondy, który „ot tak” puścił wolno winnego mongrela.

 

Rzecz jasna Rikiemu wszystko to wydało się podejrzane. A myśl, że tylko on czuje się tu nieswojo dodatkowo wprowadzała go w szał. Mało, że schrzanił, to jeszcze - wbrew swojej naturze – postanowił wziąć to na klatę „jak prawdziwy mężczyzna”. Wszystko to wkurzało go niesamowicie.

 

Gdyby od razu uchylił czoła przed Blondy i jego autorytetem, najprawdopodobniej by się tu nie znalazł.

 

Poza tym Riki nie miał bladego pojęcia czym był tytuł „elity” dla Blondy z Tanagury. Zapewne z trudem odróżniłby samca alfa z uprzywilejowanej klasy od dziury w ścianie. Należał do ludzi, którzy bez zastanowienia chwytają nagrzany palnik tylko dlatego, że nigdy przedtem nie widzieli niczego podobnego.

 

- Więc? Skoro mnie nie chcesz, to dlaczego tu za mną przylazłeś? Postanowiłeś pogadać z mongrelem ze slumsów żeby się lepiej poznać? Dajesz, zróbmy to! Już ci mówiłem, nic nikomu nie wiszę! - Riki atakował Iasona nie zwalniając. - Wy, panowie w białych kołnierzykach, nie macie pewnie pojęcia, jak to jest, kiedy psy z Dziedzińca taszczą cię do pudła. Traktują nas jak śmieci! Spieprzysz i dasz się złapać, to zafundują ci lifting twarzy pięściami. Pomalują na czarno-fioletowo i spuszczą w kiblu to, co z ciebie pozostanie.

 

Możliwe, że gdzieś w detalach jego opowieści krył się cień niepotwierdzonych plotek, ale każdy w slumsach wiedział, że opisywane przez niego kary wyglądały właśnie tak. Nie miał karty identyfikacyjnej Midasu, a tego wystarczało, by odebrano mu wszelkie prawa do ludzkiego traktowania.

 

- Widziałem już wystarczająco w sowim życiu. Dlatego właśnie mówię ci – dawaj! Daj z siebie wszystko! Czy to nie wy, elita z Tanagury, chodzicie tacy dumni z tymi pozłacanymi plakatami na plecach, głoszącymi jak bardzo jesteście lepsi od zwykłych śmiertelników? - podsycając swoją wypowiedź ogromną dawką sarkazmu Riki obdarzył rozmówcę beztroskim uśmiechem. - A jeszcze powiadają, że zużyte pety, kobiety i mężczyźni, kończą tu dając dupy każdemu chętnemu, – słyszał też, że miejsca typu Minos były ostatnim przystankiem petów na drodze prowadzącej na samo dno. - Zgaduję, że skoro całe życie dostawałeś najwyższej jakości, dobrze wychowany towar, to taki prostak, jak ja, jest daleko poniżej twojego poziomu? Mam rację? - prowokacyjnie odrzucił kołdrę prawą nogą. - Jak dla mnie to spoko. Uciekaj z podkulonym ogonem! Nikt nie patrzy.

 

Mówił przepełniony wyniosłością graniczącą z arogancją. Zamiast tego, by niczym żałosne, bezpłciowe stworzenie paść u stóp silnego, potężnego drapieżcy, obudziła się w nim dzika bestia pełna seksualnej energii zmiatającej wszystko wokół.

 

Na tę chwilę tego wystarczyło, by zaczepić niewzruszonego dotąd Blondy. Jakiż on żwawy, było wypisane na jego twarzy.

 

- Innymi słowy, stając się dłużnikiem tego, komu nie masz nic do zaoferowania, postanawiasz zapłacić mu własnym ciałem?

 

- Wszyscy zadowoleni i długu nie ma, mam rację? - Riki rozpromienił się przesadnie zadowolony z siebie. - Pomyślałem, że skoro to działa w slumsach, to czemu miałoby nie zadziałać tu? Właśnie dlatego chcę to zrobić.

 

Nie podnosząc głosu w odpowiedzi na blade sugestie, Iason spokojnie odpowiedział:

 

- Nie zapominaj. To ty mnie tu przyprowadziłeś - wymawiał słowa jedno po drugim, poza tym nie okazując żadnych emocji i utrzymując obojętną postawę do samego końca.

 

Między innymi dlatego Riki, nie rozeznając się zupełnie w sytuacji, nie wyczuł głębokiego podtekstu kryjącego się w tej wypowiedzi. Oddychający przez całe życie stęchłym powietrzem slumsów, w tym świecie Riki pozostawał kompletnym idiotą. I niestety nie był on świadom tego faktu. Ignorując zagrożenie śmiało gapił się na Iasona. Cholera, nie da się tak łatwo zastraszyć!

 

Ale gdzie jest kłamstwo? Gdzie prawda? Jeżeli chodziło o życie elity „świętego” miasta Tanagury na planecie Amoy, mieszkaniec slumsów nie mógł pojąć gdzie jest rzeczywistość, a gdzie fantazja.

 

Niemniej jednak Riki miał wyraźne pojęcie o tym, że przedstawiciele elity wybierali sobie petów wśród ludzi z krwi i kości podtrzymując tym samym swój status. Nie po to, by zaspokoić swoje fizyczne potrzeby, lecz by popatrzeć, jak ich seksualnie pobudzone pety zabawiają się ze sobą nawzajem. A przynajmniej tak słyszał.

 

Nieważne, kobiety czy mężczyźni. A jeszcze słyszał, że zużyte pety, które już się znudziły, wysyłano do burdeli, gdzie męczyły się z nimfomanią – uzależnieniem, będącym pobocznym efektem od regularnego przyjmowania afrodyzjaku.

 

Oczywiście Rikiemu nie mieściło się w głowie, jak i dlaczego pet elity z Tanagury może zostać wyrzucony do Midasu, nie mogąc nawet nic powiedzieć odnośnie takiego przejawu niesprawiedliwości. Nie interesowało go to w sumie i nie miał wystarczająco czasu, by się nad tym zastanawiać. Riki zawsze uważał, że androidom nie będzie dane zrozumienie złożoności ludzkiej psychiki i emocji.

 

Używając cynicznych słów Iasona, Riki po prostu starał się kupić jego milczenie. I mimo to jakąś małą część jego życzenia stanowiła ciekawość, jak wygląda ciało sztucznie stworzonego androida.

 

Wspaniałość wiecznie młodych ciał była proporcjonalna do najnowszych odkryć w dziedzinie biologii i chemii, które rozszerzały granice inteligencji ludzkiej do samych jej granic. Riki sądził, że ci „Bogowie Piękna” - Blondy wywołujący tyle zazdrości i strachu – powinni demonstrować nawyki nie gorsze od seks-robotów.

 

Faktem było jednak, że gdy prowadził Iasona przez całe miasto aż do Minosa, wciąż miał wątpliwości. Czy Blondy z Tanagury o tak wyrafinowanym guście zechce zwykłego mongrela ze slumsów i czy będzie usatysfakcjonowany jeżeli do tego jednak dojdzie. Po prostu nie miał czasu by to przemyśleć.

 

Ale wszystko zaszło już za daleko i nie zależnie od tego, jak potoczą się zdarzenia, nie mógł zawrócić i pójść do domu. Teraz grał na poważnie.

 

Z całą swoją subtelną gracją Iason zbliżył się do Rikiego. Z kolei ten nie powstrzymał kolejnego komentarza:

 

- Serio jesteś dziełem sztuki. Jak nie chcesz się rozbierać przy włączonym świetle, to możesz je wyłączyć.

 

- Przyjrzyjmy się najpierw tobie. Chcę się upewnić, że nie zmarnuję czasu.

 

Po co ten dupek demonstruje przede mną całą tą swoją wielkość i wspaniałość? Riki ledwo zauważalnie westchnął, lecz tym razem postanowił się podporządkować. Wyszedł spod kołdry i obojętnie oparł się o ścianę odkrywając swoje ciało w całej okazałości.

 

Mimo, że był jeszcze w trakcie dojrzewania, dzięki rozbójniczemu trybowi życia mógł się pochwalić wyrazistymi mięśniami na silnym, lecz giętkim ciele.

 

Dodatkowo warto zauważyć, że dorastał on w slumsach bez jakiejkolwiek kontroli czy wychowania. Ale to, czy jego ciało wpasuje się w ramki gustu Iasona – który przywykł do obcowania z pierwszorzędnymi petami – było oddzielnym pytaniem.

 

Chłodne spojrzenie przepełzło po nagiej skórze Rikiego. Nie było ono przepełnione ponurym wstrętem ale też nie wywoływało pulsującego żaru między nogami. Pewnie dlatego, że odczucia przypominały nie wizualny gwałt, lecz przeprowadzenie po skórze zaostrzoną krawędzią noża.

 

Klinga wykuta z zimnej, gładkiej, twardej stali. I bardzo ostra. Od samej myśli po ciele przeszły ciarki.

 

- I co? Nadam się? - spytał postanowiwszy do samego końca utrzymywać arogancką postawę, a głos jego emanował prowokacją.

 

- Dobre proporcje. Odpowiednie nawet dla haremu Diaz. Gdybyś tylko mógł stać spokojnie i zamknąć usta.

 

Riki nie miał pojęcia, dlaczego Blondy postanowił podzielić się z nim tą informacją, ale z drugiej strony, nie mógł tego upuścić.

 

- To samo tyczy się ciebie. Zamknij jadaczkę, a najlepsi z najlepszych w Klubie Ruska przy tobie wyblakną. Poza tym, jeżeli tam wszystko dorównuje rozmiarem i twardością twojej buźce, to jesteś gwiazdą. Ale to tylko w tym wypadku, jeśli masz wystarczająco umiejętności i wytrzymałości by ciągle stał, a oni dochodzili, raz za razem.

 

- Widzę, że jesteś dobrze poinformowany.

 

- Cóż, głupimi plotkami ziemia podlana – gdyby nie one, życie w slumsach ostatecznie straciłoby jakiekolwiek barwy.

 

Riki rozgadał się nieoczekiwanie dla samego siebie. W odpowiedzi na obojętne spojrzenie spadające na niego z niebios rzucał pewne wyzwanie nie uginając się nawet przed wszechmogącym głosem Iasona.

 

Mimo dumnie uniesionego podbródka, postawa Rikego załamywała się co chwila podczas gdy Blondy oceniał zaproponowany mu towar. Nie ma nic dziwnego w chęci zobaczenia rzeczy, którą się kupuje, dotknięcia jej... A w międzyczasie palce Iasona powoli natrafiały na czułe punkty Rikeigo.

 

Nie wydawało mu się. To nie przyśpieszony puls, którego nie czuł jeszcze chwilę temu. Nie strach wstrząsający całym ciałem. Nie był aż tak niedoświadczony. Nie miał też zamiaru bawić się we wstydliwość i nieśmiałość, robić z siebie ofiarę czy też udawać kogoś, kim tak naprawdę nie był.

 

Jedyną rzeczą, która go niepokoiła, był wewnętrzny głos mówiący: To nie tak miało wyglądać!

 

Riki wiedział jak budzi się żądza. Nie mógł stwierdzić, czy u innych wyglądało to tak samo, ale przy Guyu, jego partnerze, nie odczuwał żadnego niedostatku. Nie mówiąc już o tym, że przy nim bez żadnego wstydu jęczał i krzyczał dając wolę rozkoszy.

 

Koniuszkami placów, z lodowatą precyzją, Iason odkrywał czułe miejsca jedno po drugim nie zdejmując przy tym atlasowych rękawic. Riki poczuł się dogłębnie urażony. Mam temu skurwielowi pozwolić traktować mnie jak jakąś chodzącą fabrykę zarazy?!

 

Palce Iasona wędrowały po jego skórze pozostawiając Rikiemu coraz mniej energii na gniewne osądy. Całe ciało płonęło.

 

Inaczej.

 

Jak inaczej?

 

Nie, nie tak.

 

Ale jak?

 

Ściskając wargi poczuł przelotne zawstydzenie nie wiedząc co, gdzie i jak nie pozwalało resztkom świadomości go opuścić...

 

Iason delikatnie masował kciukiem sutek Rikiego sprawiając, że chłopak zaczął konwulsyjnie łapać powietrze. Powoli, nieubłaganie, pulsująca, kusząca rozkosz.

 

Palec pod atlasem nacisnął mocniej wzmacniając rytm i Rikiego zalała kolejna fala doznań. Pobudzone sutki napięły się i stwardniały.

 

Drugą rękę Iason swobodnie zsunął wzdłuż jego pleców, zarysował kształtne pośladki i wślizgnął się między nie.

 

Riki drgnął.

 

W tej samej chwili niewyrażalne odczucie zapulsowało w jego wnętrzu. Jakby drwiąc z tej mimowolnej reakcji Iason objął go przyciskając mocniej do ściany i rozsuwając jego uda swoimi.

 

Z bezruchu do akcji.

 

Jednocześnie niespodziewana, nagła zmiana pochłonęła Rikiego, tak jakby ktoś uruchomił przełącznik goniący krew z samego serca.

 

Zdławił jęk i wymusił obojętny wyraz twarzy. Chłód bijący od ściany, o którą opierał się plecami nie przeszkadzał tak bardzo, jak bycie całkowicie skrępowanym, odkąd ręce miał złączone za plecami.

 

I wtedy po jego ciele przepłynęła zupełnie inna fala dreszczy. Kolano Iasona, ciasno przyciśnięte do jego krocza, jak gdyby po to, by kontrolować poziom jego podniecenia, zaczęło kołysać się w przód i w tył. Nieodparta, pulsująca euforia wzrastała od nasilającej się stymulacji.

 

Podniecenie rosło i z czasem biodra Rikiego zaczęły unosić się coraz wyżej. W ich grze wstępnej nie było mowy o obustronnym zaspokojeniu. Nie mogąc pogodzić się z jednostronnością owych pieszczot, chłopak co chwila starał się wycofać. Lecz Iason umiejętnie blokował wszelkie jego próby.

 

Riki wyciągnął się na palcach przyciskając do ściany i osiadając na kolano Iasona tak, że materiał spodni ocierał się o delikatną skórę. Tymczasem Blondy uniósł jego ręce blokując nadgarstki na ścianie tuż nad głową.

 

Była to wyjątkowo zawstydzająca i niezręczna poza. Riki zagryzł wargę zdając sobie sprawę z tego, że stał się wyjątkowo uległy.

 

Przeskanowawszy go ponownie chłodnym i władczym spojrzeniem Iason musnął stwardniały lewy sutek Rikiego palcami, zdawałoby się, złączonymi z taktem bicia jego serca. Pulsacja pod gładkim, chłodnym materiałem wywołała gorące dreszcze na skórze. Nie zdawało mu się. Iason pozostawił sutek i delikatnie, jakby bawiąc się, przeniknął w ciało Rikiego.

 

Jego biodra nagle zakołysały się niczym fala w zwolnionym tempie. Może chcąc się z nim podroczyć, a może jeszcze mocniej go pobudzić, nacisnął na wzgórek masując go ruchem kołowym. Od tego serce Rikiego załomotało, wybijając zmysłowy rytm, jakby za chwilę miało wyskoczyć z piersi.

 

Kropla za kroplą czułe beztroskie uniesienie ściskało jego serce w stalowych szponach. A teraz pominięty wcześniej prawy sutek napiął się wyrywając z gardła Rikiego mimowolny jęk.

 

Oba sutki rwały z przeszywającym natężeniem. Duszące fale przyjemności wzmagały się z każdy wdechem, aż w końcu opuściły się ku biodrom spowijając je w bezlitosny żar.

 

- Ha... ha... ha... - Riki dławił nieartykułowane jęki nie mogąc uwierzyć, że doprowadzono go do takiego stanu samą stymulacją sutków. Niekontrolowane fale doznań nie zamierzały słabnąć. Potoki gorąca nieustannie płynęły wzdłuż jego kręgosłupa.

 

Napięty niczym cięciwa członek zwilgotniał od sączących się z czubka kropel.

 

- Aaah...

 

W tej samej chwili pod akompaniament niepowstrzymanego jęku Riki wybuchł – jednym błyskiem. Ekstaza niczym elektrowstrząs zabłysła przed oczami.

 

Lecz jednocześnie było to poniżenie, jakiego Riki nie doznał jeszcze nigdy.

 

Jego skute ręce drżały, a nogi nie mogły odnaleźć opory. Potargany, żałosny, rozciągnięty niczym na stojaku. A Iason wciąż utrzymywał go przy ścianie jedną ręką nie pozwalając osunąć się na podłogę. Palące upokorzenie.

 

Zacisnął zęby. Wola napięła się do granic wytrzymałości i szalony puls zaczęły powoli się uspokajać. Nie mógł nic zrobić, by pozbyć się gorzkiego posmaku żółci w ustach. Jakby chcąc ostatecznie zmiażdżyć poobijaną wolę Rikiego, Blondy sarkastycznie rzucił:

 

- Tak szybko doszedłeś? Nie ma powodów do dumy.

 

Riki nie znalazł żadnego wytłumaczenia by rzucić rozmówcy w twarz. Jego głowę wypełniała masa przeróżnych myśli, lecz żadna z nich nie zawierała odpowiedzi.

 

Krew kipiała w żyłach ukazując całość jego uniżenia, więc jedyne co mu pozostawało, to zagryźć wargi, póki te nie zadrżały i nie zbladły.

 

- Puść.

 

Ale Iason nie poluzował ani na cal palców wbijających się w jego nadgarstek. Wręcz przeciwnie.

 

- Słucham? Naprawdę sądzisz, że tak żałosnym pokazem załatwisz sprawę?

 

Miękki głos sączący się z góry przeszył całą jego świadomość wyniosłym chłodem.

 

- Chcesz powiedzieć, że nie ma ze mnie pożytku? - Rikiego po raz pierwszy zabolały słowa wypowiedziane obojętnie z naturalną pogardą.

 

Zgarnąwszy w garść kruczoczarne włosy, Iason odchylił głowę Rikiego i spojrzał prosto w obsydianowe oczy.

 

- To ty postanowiłeś kupić moje milczenie w taki nieudolny sposób. Czyż nie jest oczywistym, że zapłata powinna dorównywać cenie?

 

Wysuwał żądania jak gdyby domagał się czegoś, co należało mu się prawnie.

 

- O czym ty mówisz? Chcesz żebym tu stękał i jęczał jak jakaś dziwka? To nie jest ten styl, który się toleruje w slumsach.

 

- Cóż, jesteś dość wrażliwy. Nic się nie stanie jak od czasu do czasu przetestujesz swój głos.

 

- Ha, nie wyobrażaj sobie za dużo.

 

Riki uparcie atakował, nawet jeżeli tylko słowami, mimo świadomości, że owe ataki chybią celu. Sposób mówienia Iasona, jakby wszystko to było oczywiste, uświadomił mu, że to już nie są żarty. I bynajmniej nie przesadzał.

 

Nie. Okrucieństwo, z jakim demonstrował, że będzie postępował zgodnie ze swoimi przekonaniami wyszło daleko poza ramki bycia wrednym. Riki dostał dreszczy. Zaczął żałować, że prowokował Iasona.

 

- Traktuję ścierwo ze slumsów tak samo jak Tanagurskiego peta. I to wciąż ci nie wystarcza? - wyrażał się z niesamowitą wyniosłością i Riki jeszcze nigdy nie spotkał człowieka, któremu ten ton pasowałby tak idealnie.

 

Ale tu nie chodziło tylko o to. Słowa Blondy w pewien sposób zerwały emocjonalną więź między jego świadomością, a ego.

 

- Więc może przynajmniej się rozbierzesz?

 

W porównaniu do całkowicie nagiego Rikiego, który został siłą doprowadzony do haniebnego szczytowania, Iason nawet nie zdjął rękawiczek. Wykrzywił usta w sarkastycznym uśmiechu.

 

- Dlaczego wychowywanie nieokrzesanego, gburowatego slumsowego wyrzutka ma wymagać zdejmowania moich ubrań?

 

Było to niczym tak potężne uderzenie w twarz, że Riki zakołysał się na piętach łapiąc oddech.

 

- Nie myl, kundlu. Ty jesteś zapłatą nieudolnie wciśniętą mi w zamian za moje milczenie. Więc rób co każę. Pokrzycz dla mnie i uznamy sprawę za zamkniętą. To wszystko, czego od ciebie wymagam. Tylko tyle.

 

Iason stał tuż przed nim w całej swojej wspaniałości. Riki nie mrugając skoncentrował swój wzrok na tym uosobieniu piękna. Co ten skurwiel..!

 

Mimo że rozum płonął, a ugięta duma zgniła u podstaw, lecz w tej chwili Riki wreszcie zrozumiał, że nie da rady znieść chłodu spojrzenia Iasona. Ta świadomość go zaniepokoiła. Ci dwaj od samego początku odgrywali całkowicie różne role.

 

Dopiero teraz zrozumiał. Nieposkromiony duch króla Płonącej Strefy nie mógł skryć faktu, że był on nikim, szczególnie w porównaniu do elity z Tanagury. Na całym świecie jest tyle ludzi, że nie da się tego nawet wyobrazić i dopiero teraz Riki odczuł ten fakt wyjątkowo dobitnie.

 

Ale na przekór wszystkim żalom świata, jego wola pozostała nieugięta, co prawda nigdy nie doświadczył tego, co mogłoby się stać, gdyby wyrwano mu ją z serca i rozdarto na strzępy. Nigdy by też nie pomyślał, że „kaprys” Iasona utwierdzi go w prawdziwości słów „nigdy się nie poddawaj”.

 

Możliwe, że pojawienie się po raz pierwszy w jego rękach zabawki, która miała wolę, by się sprzeciwiać, pobudziło ciekawość Iasona do nieznanego mu dotąd poziomu. Tak czy inaczej, Iason całkiem poważnie postanowił wyrwać dumę Rikiego z korzeniami.

 

Nie będąc świadomym tych zamiarów Riki już dawno wpadł w silną, kuszącą pajęczynę. Natomiast Iason obrał zupełnie nieznaną drogę oczarowany ciekawością.

 

Nie przerywając kontaktu wzrokowego Iason zsunął dłoń między jego pośladki. Nie w zmysłowy sposób, jak wcześniej, lecz pewnym, dokładnie nacelowanym ruchem, omijając zwiotczałego członka Rikiego. Dłonią i końcami palców dotknął dwóch połówek. Podobny bardziej do zwykłej kontroli, niżeli pieszczot, zabieg pozostawił Rikiego w dyskomforcie.

 

Jak gdyby mając wgląd do jego uczuć Iason uśmiechnął się delikatnie kącikami ust. W uśmiechu tym nie było ani kropli żądzy. Był to wspaniały, całkowicie bezduszny uśmiech wywołujący ciarki na plecach.

 

W tej chwili Riki zrozumiał, że Blondy z Tanagury są bezkompromisowymi tyranami, gorszymi od samego diabła.

 

Sekundę później pomieszczenie ponownie wypełniły fale jego nierównego oddechu. Wilgotne, gorące powietrze drżało od słodkich, tęsknych jęków. Ciemne pożądanie wypływające z ekstazy tu i tam, owijające ich ciała.

 

Nie wiedział ile to trwało... W objęciach Iasona Riki nagle łamiącym się głosem na granicy krzyku wydusił „W-wystarczy już!”

 

Oddech miał ciężki, a słowa przepełniała jakaś dziwna energia. Chrypka w jego głosie odbijała się echem w słodkim, pulsującym otępieniu bioder, wypełniając dźwięki wydobywające się spomiędzy warg nieestetycznym tremolo.

 

- Nie... jestem...zabawką! - rzucił.

 

Nagle oddech utkwił w gardle a usta się ścisnęły.

 

Gahhhh...

 

Podniecenie było tak silne, że był gotów jęczeć i krzyczeć. Przedtem Riki nie znał tak silnych doznań, kiedy całe wnętrze płonęło żywym ogniem.

 

Seks z Guyem można było określić jako „normalny”, jednak teraz, gdy pieścił go Iason, było to niczym nieznośny ból. Jak gdyby wszystkie nerwy rozebrano i niemiłosiernie chłostano. Na wpół zmysłowe i okrutne.

 

Riki wczepił się w ramiona Blondy wbijając paznokcie w ciało.

 

Lecz struna przyjemności napięła się jeszcze bardziej, nie mając zamiaru znikać. Każda próba dojścia była rozbijana przez mocno zaciśnięte palce Iasona, więc gotowy, pobudzony członek bezsilnie ociekał zniecierpliwionymi kroplami bez nadziei na ulgę.

 

Palce przycisnęły się do jego wejścia i Riki był całkowicie zdany na łaskę Blondy. Wąską szparkę między pośladkami, którą Guy zawsze cierpliwie pieścił palcami i językiem, Iason bezlitośnie rozciągnął z pomocą jej własnej wydzieliny.

 

Lecz gdy tylko palec znalazł się w środku, ciągnący ból ustąpił.

 

- I gdzież jest źródło twoich doznań?

 

Symbolem męskiej seksualności był jego penis, a źródłem erekcji - prostata ukryta we wnętrzu. Nieostrożne obchodzenie się z nią miało niewiele wspólnego z przyjemnością. Takie traktowanie męskiego jestestwa bardziej przypominało torturę.

 

Ale Isonowi najwyraźniej spodobały się konwulsje ściskające gardło chłopaka i wywołujące rwane westchnienia wstrząsające całym ciałem.

 

Nic się nie stanie jak od czasu do czasu przetestujesz swój głos.

 

Riki nie mógł uwierzyć, że słowa te były efektem kompleksu wyższości Iasona. Chociaż równie dobrze mógł to być wyraz odrazy jaką elita, posiadająca sztuczne ciała, odczuwała wobec zwykłych śmiertelników z krwi i kości. Zgodnie ze skalą tych odczuć Iason niestrudzenie męczył biednego mongrela, który wpadł w jego sieć.

 

Riki chciał dojść. Ale nie mógł. Co gorsza pieszczoty się nie przerywały, a jego członek wciąż pęczniał. Spazmy wstrząsały jego nogami i strzelały w kręgosłupie.

 

Iason bawił się tymi podstawowymi męskimi odruchami, testując ludzkie doznania seksualne dopóki ten już nie mógł wytrzymać. Okrutnie wstrzymywany przed dojściem na samym szczycie, w głosie Rikiego niemalże słychać było łzy.

 

-Daj... mi... dojść... Proszę... przestań... 

 

Gdyby go bito po głowie, mógłby zacisnąć zęby i wytrzymać. Gdyby mu bezlitośnie wbito nóż w plecy, przynajmniej wyplułby kilka słów pogardy. Ale paląca agonia, paląca wnętrzności, zgięła go wpół. Dążenie do wytrysku powinno kierować wszystkimi innymi instynktami mężczyzny.

 

Muszę dojść!

 

Drżącymi ustami, trzęsącymi się palcami, całym wykończonym przez tortury ciałem błagał o to. Bez wstydu, bez honoru. Raz za razem.

 

I gdy wreszcie to osiągnął, Iason go puścił. Może zadowolił się już w pełni, a może stracił zainteresowanie do ludzkiej zabawki po tym, jak zmusił Rikiego do tak pięknego błagania.

 

Właśnie o tym marzył Riki. Walić dumę i wolę, wreszcie darowano mu to, o co tak prosił – uwolnienie.

 

I mimo to z jego ust wydobywały się nie błogie jęki, lecz westchnięcia ulgi. Ekstaza ucichła, a on poczuł się całkowicie pusty. Gdy tylko Iason rozluźnił uchwyt, Riki całym ciałem opadł na ziemię w tym samym miejscu, gdzie stał, jakby wyjęto z niego duszę i wyrzucono.

 

Lodowate oczy patrzyły na niego z wysokości. Nagle, jak gdyby przypomniawszy sobie i czymś, Iason zdjął ubrudzone spermą rękawiczki i wyrzucił je do kosza. Kąciki jego ust uniosły się nieznacznie. Wyjął z kieszeni monetę i rzucił ją u stóp Rikiego.

 

- Reszta. Z zapłaty za milczenie. Masz rację. Żadnych dłużników, żadnych kredytów. Niech tak będzie.

 

Riki leżał na podłodze, klatka piersiowa falowała, a on co chwila zwilżał wyschnięte wargi językiem. Nogami wciąż wstrząsało echo skurczów. Nie miał sił nawet by się przykryć, już nie mówiąc o odpowiadaniu.

 

Nawet po tym, jak Iason wyszedł nie oglądając się za siebie ani razu, Riki wciąż nie mógł się ruszać. Jak tchórzliwy, pobity pies.

 

Pięć minut. Dziesięć. Nic się nie działo, tylko bezsensowne, puste minuty odpływały gdzieś w dal. W końcu Riki się zebrał i z cichym jękiem usiadł. Jego spojrzenie padło na monetę. Nigdy jeszcze takiej nie widział – wykonany z czystego złota krążek zdobił geometryczny wzór układający się w kształt jakiejś pieczęci.

 

Zacisnął zęby i chwycił monetę.

 

- Kurwa mać! - chwiejnie wstał. - Blondy z Tanagury... to tak sobie pogrywasz! - nieświadomie powtarzając te słowa potrząsnął pięścią mocno ściskając pieniądz. - Co za kretyn!

 

Blondy z Tanagury i mongrel ze slumsów – dwie równoległe linie, które nigdy się nie przetną. Teraz Riki już wiedział, że ich byty dzieli ogromna przepaść, przez którą nie da się przerzucić mostów. Nie znali nawet swoich imion. Może właśnie przez to w sercu pozostawało ciężkie uczucie niespełnienia.

 

 

W najprostszym znaczeniu tego słowa dla Iasona i Rikiego był to początek.

Comments: 0